KWP: Reaguj, kiedy widzisz krzywdę zwierząt
22 maja w Polsce obchodzony jest Dzień Praw Zwierząt. To na pamiątkę wejścia w życie ustawy o ochronie zwierząt w 1997 roku, w której znalazł się zapis, że "zwierzę nie jest rzeczą". To okazja, by zwrócić szczególnie uwagę mieszkańcom regionu na kwestie właściwej opieki nad zwierzętami, dbałości o nie i reakcji, kiedy dzieje im się krzywda. Pamiętajmy, że każdy z nas może zapobiec męce zwierząt, powiadamiając Policję. Funkcjonariusze sprawdzą każdy niepokojący sygnał.
Znęcanie i zabijanie
Przez pierwsze cztery miesiące br. warmińsko-mazurscy policjanci 12. osobom przedstawili zarzuty dotyczące zabicia zwierząt, czy znęcania się nad nimi.
I tak, na początku marca policjanci z Wilcząt przedstawili zarzuty 20-latkowi, który ze szczególnym okrucieństwem znęcał się nad swoim psem. Podejrzany przyznał się także do uśmiercenia kota.
Sprawa zaczęła się 25 lutego br. Oficer dyżurny braniewskiej komendy otrzymał telefoniczne zgłoszenie, że na terenie gminy Wilczęta jeden z mieszkańców znęca się nad swoim psem. Na miejsce natychmiast pojechali policjanci. Okazało się, że 20-latek bił zwierzę, a odgłosy karconego psa wzbudziły zaniepokojenie zgłaszającej, która postanowiła powiadomić policję.
Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że Mateusz G. chciał wytresować czworonoga, a gdy ten nie wykonywał poleceń, był bity pięściami, pogrzebaczem oraz szufelką. Takie sytuacje zdarzały się od listopada ubiegłego roku. Policjanci ustalili także, że pies nie był jedynym zwierzęciem, któremu 20-latek zadawał cierpienie. 2 miesiące wcześniej Mateusz G. rzucił o podłogę kotem. Na skutek silnego uderzenia zwierzę zmarło.
Ostatecznie mieszkaniec gminy Wilczęta usłyszał zarzuty znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem i przyznał się do winy. 20-latek poddał się także dobrowolnie karze 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat. Mateusz G. zostanie również oddany pod dozór kuratora i przez najbliższe 5 lat nie będzie mógł posiadać żadnych zwierząt.
Cierpienie psa zostało zakończone, bo ktoś zareagował.
Jak i dlaczego?
Kiedy policjanci wyjaśniają okoliczności znęcania, czy śmierci zwierząt słyszą o różnych formach działania sprawców oprawców. Spotkali się już z trzymaniem zwierzęcia w ciemnym pomieszczeniu, bez dostępu światła, wody, głodzenie i pozbawianie możliwości załatwiania potrzeb fizjologicznych na świeżym powietrzu. Czasem podejrzani rzucali zwierzętami o ścianę, ziemię, czy strzelali do nich np. z wiatrówki.
Powody tak drastycznych zachowań ludzi wobec zwierząt sprawcy przedstawiają dość krótko. To najczęściej brak sympatii dla psa, czy kota, złość w stosunku do jego właściciela, czy agresja na normalne zachowanie zwierzęcia, np. szczekanie.
Nie tylko pies i kot
Ale postępowania przygotowawcze prowadzone przez policjantów dotyczą nie tylko zwierząt domowych. Zarzuty uśmiercenia kur ze szczególnym okrucieństwem usłyszał 36-letni Krzysztof L., który włamał się do jednego z kurników na terenie gminy Miłakowo i ukradł z niego 15 kur. Mężczyzna najpierw poukręcał ptakom głowy, a następnie wrzucił je do worka, zapakował na rower i uciekł. Kiedy następnego ranka policjanci zapukali do jego mieszkania, zdziwiony nie kwestionował swojej winy. Powiedział, że kury nadal są w worku, a on dopiero się obudził i nie zdążył nic z nich jeszcze ugotować. Jak się okazało, mężczyzna był już wcześniej karany za podobne przestępstwa i odsiadywał karę pozbawienia wolności.
Natomiast pod koniec kwietnia br. lubawscy policjanci zatrzymali mężczyznę podejrzanego o kradzież kłapouchego dużego. Zniknięcie królika zgłosił jego właściciel. Jak się okazało na miejscu zdarzenia, sprawca zerwał kłódkę zabezpieczającą klatkę i ukradł zwierze. Policjanci szybko ustalili sprawcę i pojechali do miejsca jego zamieszkania. Tam zastali dobrze znanego im Jana B. oraz skradzionego kłapouchego. Zwierzę całe i zdrowe wróciło do właściciela.
Policjanci przedstawili już mieszkańcowi Lubawy zarzut kradzieży z włamaniem. Z uwagi na fakt, że 56-latek był już karany za kradzieże zwierząt, grozi mu teraz kara nawet do 15 lat pozbawienia wolności.
Potrzebują pomocy
Zdarzają się także sytuacje, kiedy policjanci są wzywani na interwencję z powodu zwierząt i tylko dzięki pomocy funkcjonariuszy uzyskują one pomoc, dalej żyją.
I tak, oficer dyżurny ostródzkiej komendy odebrał telefon od mieszkańca Wirwajd. Zaniepokojony mężczyzna poprosił o pomoc dla młodego bociana, który najprawdopodobniej wypadł z gniazda. Na interwencje pojechał dzielnicowy. Na miejscu okazało się, obok gniazda leżał wycieńczony młody bocian. Z relacji mieszkańców wynikało, że młody ptak wypadł z gniazda dwa dni wcześniej. Mieszkańcy odgrodzili go płotkiem, żeby inne zwierzęta nie zrobiły mu krzywdy i przynosili mu jedzenie. Ich działania jednak nie przynosiły pożądanego efektu. Z związku z tym, że stan bociana nie poprawiał się, mieszkańcy poprosili o pomoc ostródzkich policjantów. Oficer dyżurny ostródzkiej komendy skontaktował się z Leśnictwem w Napromku, gdzie mieści się schronisko dla dzikich zwierząt. Leśniczy zobowiązał się do tego, że przyjmie młodego bociana do swojego gospodarstwa i udzielił funkcjonariuszowi instruktażu, w jaki sposób najbezpieczniej dostarczyć ptaka do Leśnictwa Napromek. Funkcjonariusz włożył więc bociana do kartonu i zawiózł radiowozem do leśniczówki, gdzie czekali już na niego leśnicy. Bociek został w leśniczówce i pod opieką leśników wracał do zdrowia razem z innymi zwierzętami.
Natomiast policjanci z Olsztyna zostali zaalarmowani przez miejscowego fotoreportera, miłośnika przyrody. Okazało się, że pod miastem, w stawie, z którego spuszczono wodę, ugrzązł orzeł bielik. Ptak siedział około dwustu metrów od brzegu. Strażacy próbowali podejść do niego, jednak nie udało się to. Dlatego jedynym sposobem, aby uratować orła, który nie mógł sam odlecieć, był poduszkowiec, którym dysponują policjanci z komendy miejskiej Policji w Olsztynie. Ta latająca łódź, to sprzęt, którym można dotrzeć w trudno dostępne miejsca.I tak też się stało. Wspólnie z funkcjonariuszami na pokład maszyny wsiadł weterynarz. Policjanci wyciągnęli wystraszonego i zziębniętego orła. Ptak mający około 2 lat trafił w bezpieczne ręce lekarza. Gdyby nie policyjna interwencja, prawdopodobnie nie przeżyłby.
W Działdowie mężczyzna spacerujący po lesie znalazł zranioną sowę. Ptak prawdopodobnie wypadł z gniazda i uszkodził sobie skrzydło. Mężczyzna nie wiedząc co zrobić z ptakiem, przyniósł go do działdowskiej komendy Policji. Funkcjonariusze nie odmówili pomocy. Sowa otrzymała troskliwą opiekę. Została nakarmiona i całą noc spędziła razem z oficerem dyżurnym. Następnego dnia została przekazana weterynarzowi, który opatrzył jej zranione skrzydło.
Z dzikiem na ryby, patrol z bobrem, z koniem w samochodzie, w lesie z aligatorem
Sytuacje dotyczące zwierząt, z którymi spotykają się warmińsko-mazurscy policjanci są często dość nietypowe. Zaskakują, wywołują uśmiech, mówi o nich świat.
I tak, policjanci interweniowali w jednym z gospodarstw w Sępopolu (pow. bartoszycki). Miało tam dojść do awantury między ojcem, a synem. W trakcie wykonywania czynności funkcjonariusze w jednym z budynków znaleźli małego dzika. 29-latek przyznał, że 20-kilogramowy warchlak jest jego. Jak sam przyznał, kupił go od znajomego po to, aby go odchować i razem z nim chodzić na ryby. Funkcjonariusze wyjaśnili okoliczności interwencji, na którą zostali wezwani. Dodatkowo poinformowali 29-latka, że hodowanie dzikich zwierząt jest naruszeniem prawa łowieckiego, za które grozi grzywna nawet do 5000 złotych.
Natomiast kętrzyńscy policjanci otrzymali dość nietypowe zgłoszenie. Mieszkaniec miasta poinformował, że ulicami miasta spaceruje bóbr. Zwierze początkowo chodziło po ul. Daszyńskiego, a następnie poszło na ul. Szkolną w rejon postoju TAXI. Po obchodzie centrum miasta bóbr skierował się w stronę ulicy Poznańskiej. Tam też zauważyli go policjanci. Spacerujący gryzoń został za pomocą koca złapany, a następnie odwieziony w rejon tamy przy rzece Guber. Całe i zdrowe zwierze wróciło do swojego domu.
Jak powszechnie wiadomo, na Warmii i Mazurach mamy szczególny sentyment do bobrów, bo przecież to właśnie sierżant Bóbr od 2002 roku jest maskotką warmińsko – mazurskiej policji. Można powiedzieć, że bóbr wygrał swoisty casting, ponieważ w 2002 Wydział Prewencji KWP w Olsztynie ogłosił konkurs plastyczny na maskotkę. Z nadesłanych przez uczniów V klas szkół podstawowych prac, wybrano właśnie bobra. Od tego czasu towarzyszy policjantom podczas spotkań z dziećmi i młodzieżą.
W fiacie uno jest przewożony koń - takie nieprawdopodobne zgłoszenie odebrał natomiast oficer dyżurny olsztyńskiej Policji. Jakie było zdziwienie oficera dyżurnego, kiedy patrol wysłany na Kolonię Mazurską potwierdził, że tak faktycznie było. Okazało się, że na pętli autobusowej przy wyjeździe z Olsztyna na Szczytno stał fiat uno. Miał awarię tłumika. Tylna kanapa zamiast w aucie leżała na dachu, a na jej miejscu siedział koń - 120-kilogramowy źrebak. Zwierzę było trochę wystraszone. W rozmowie z kierowcą okazało się, że on i jego dwaj znajomi kupili konia pod Warszawą i w fiacie uno postanowili przywieźć go do domu w gm. Świątki.
Jednak do najbardziej niespotykanego na Warmii i Mazurach odkrycia doszło w lesie koło Wyżnic (pow. ostródzki). Mieszkaniec znalazł tam martwego krokodyla. O znalezisku mężczyzna powiadomił Policję po kilku godzinach po tym, jak doszedł do siebie. Egzotyczne zwierzę leżało około 150 metrów od krajowej „siódemki”. Był to, młody krokodyl. Miał 130-150 cm długości i ważył ponad 20 kg. Jak wyjaśniła sekcja zwłok, przyczyną śmierci gada było zadławienie się pokarmem.
Zagadką pozostało, jak krokodyl trafił do mazurskiego lasu, ale informacja o jego odnalezieniu obiegła świat.
af